##Choćbyśmy
nie wiem, jak bardzo sobie dokuczali,
Gdy przyjdzie
niebezpieczeństwo jedno drugiego nie pozwoli skrzywdzić.
Dokuczać
możemy sobie wzajemnie, ale inni nie mogą,
Bo nie
kochają nas tak jak my siebie nawzajem...
I w tym
tkwi nasza siła##
-Można
prosić o autograf?- tak wygląda jej życie od 10 lat. Nie stroni od kibiców bo
wychodzi z założenia, że bez nich cała ta gra i kariera nie byłaby taka sama.
Ona uwielbia wychodzić przy pełnej publiczności na boisko i sprawiać radość
kibicom udanymi akcjami. Największą dumę odczuwa wtedy, gdy przywdziewa biało-
czerwone barwy i śpiewając Mazurka Dąbrowskiego, reprezentuję ojczyzną na
arenie międzynarodowej. Siatkówka klubowa nie daje aż takiego zastrzyku
adrenaliny, chociaż zawsze Marta daje z siebie wszystko i żaden klub w którym
grała, nie mógł być niezadowolony z jej usług.
-Jasne.-
podpisuje kilka nadstawionych kartek i pozuje do zdjęć. Nie wymusza uśmiechu,
bo wie jakie dla kibiców to ważne, że mogą zamienić z nią kilka słów czy zdobyć
podpis. Nigdy nie uważała i nadal nie uważa się za kogoś ponad innych. Ktoś
chce zrobić sobie z nią zdjęcie, ale i ona ma swoje autorytety. Zostawiając grupę kibiców za swoimi plecami,
weszła do hali „Energia” i wzrokiem omiotła hol. Mariusz mówił, że był remont i
pozmieniały się trochę siedziby poszczególnych gabinetów. Ją interesowała
tabliczka na drzwiach z napisem „Konrad Piechocki, prezes klubu”. Pamięta go
jeszcze z czasów podstawówki, gdy uczył ją wychowania fizycznego i prawie siłą
zmusił do tego, by rozpoczęła naukę w Spale. Liczył na to, że pociągnie za sobą
brata. Nie pomylił się, bo oboje są absolwentami spalskiego SMS-u.
-Nareszcie!
Witam na pokładzie!- ściska serdecznie wyciągniętą dłoń Konrada i siada na
fotelu. Po prawej stronie widzi teczkę ze swoim nazwiskiem, a obok niej umowę,
którą ma dziś podpisać. Nie musi sprawdzać czy wysokość kontraktu się zgadza bo
wie, że Piechocki by jej nie oszukał. Wyciąga z torby wieczne pióro i wykonuje
zamaszysty podpis w wyznaczonym miejscu. Piechocki zaraz po tym kładzie na
biurku żółtą koszulkę, w której będzie teraz występować. Przerobiła już pełną
gamę barw, a skończy w żółto-czarnym trykocie. Założyła sobie, że to będzie jej
ostatnia przystań przed zakończeniem kariery. W tym roku zamierzała powiesić
buty na kołku w reprezentacyjnej szatni. Nie czuła się już na siłach, by
pomagać kadrze, ponieważ wcześniej dawała z siebie wszystko. Niektórzy
zarzucili jej, że zrezygnowała przed ważnym turniejem kwalifikacyjnym do
Igrzysk Olimpijskich, ale nie zwykła się takimi opiniami przejmować. Już nie
musi nikomu niczego udowadniać, bo za jej umiejętnościami idą sukcesy i
wyróżnienia indywidualne.
-Mariusz
się pewnie ucieszy, że będzie miał swoją siostrę u boku.- czy się ucieszy? Nie
mogła być tego pewna. W oczach innych uchodzili za wzorowe rodzeństwo, które
się szanuje i jest gotowe skoczyć za sobą w ogień. Rzeczywistość jest jednak zupełnie inna.
-Pewnie
tak. Jeśli to wszystko to pozwolisz, że będę się zbierać, bo mam dziś jeszcze
do załatwienia kilka spraw. Jest sporo zamieszania z tą przeprowadzką, a do
tego jeszcze nie mogę liczyć na Michała, bo on jest w Bułgarii teraz…-
kwalifikuje się do Igrzysk Olimpijskich. Kiedyś rozmawiali, że fajnie byłoby pojechać
do Londynu wspólnie, ale Marta odpuściła. Chciała powoli zacząć przyzwyczajać
się do świadomości, że siatkówka przestanie wyznaczać cykl jej życia i pojawią
się obowiązki związane z rodziną. Rodzina to nie jest jej mocna strona. Nie
może powiedzieć o sobie, że jest dobrą matką i narzeczoną. O ile matką stara
się być, o tyle jako narzeczona zawiodła na całej myśli. Jej zdrady, których dopuszczała
się razem z Zaycevem, ale też i innymi mężczyznami. Oscylowała w gronie
przyjaciół Łasko. Do niego wracała po upojnych nocach z innymi, patrzyła w oczy
i udawała, że wszystko jest w porządku. Teraz niby wszystko jest w porządku, a
ona jest na najlepszej drodze, by zmienić swoje postępowanie. Jest daleko od
Ivana. Jasno dał jej do zrozumienia, że Ash jest dla niego ważna i nie zamierza
z niej rezygnować, bo jej obecność daje mu poczucie bezpieczeństwa, nie jest na
chwilę, a na całe życie. Po takich słowach uświadomiła sobie, że była dla niego
dziwką. Może nie taką z definicji, ale jednak. Łagodniej zabrzmi opcja „pani do
towarzystwa”, ale znaczenie w sumie to samo…
Z
Bełchatowa pojechała do Wielunia. Rodzinne miasto przywitało ją okropną pogodą,
z lejącym z nieba deszczem i silnym wiatrem. Miała się pokazać mamie i jechać
do domu, który razem z Michałem budowała w małym miasteczku na obrzeżach
województwa łódzkiego. Pani Krystyna Wlazły stała pod parasolką na schodach do
ich niewykończonego domu, pobudowanego w sąsiedztwie posiadłości jej
bliźniaczego brata. Oboje wiedzieli, że mieszkanie po sąsiedzku nie jest najlepszym
rozwiązaniem, ale ich partnerzy uznali, że to fantastyczne sprawa. Paulina nie
wiedziała, że szatynka nie jest taka krystaliczna jak jej się wydaje, a już na
pewno pojęcia nie miał o tym Łasko. Szatyn jest zapatrzono w nią i w ich córkę
jak w obrazek. Kocha je obie miłością bezgraniczną i jest gotów zrobić
wszystko, byle tylko obie były szczęśliwe.
-Córeczko!-
radosny głos mamy rozbrzmiewa w jej uszach przyjemnym dźwiękiem. Jest
szczęśliwa, że będzie mieszkać blisko rodziców. Z Wielunia wyjechała jako 16
latka, która miała podjąć naukę w Szkole Mistrzostwa Sportowego w Spale. Zaraz
po maturze wyjechała do Włoch i na dobre wraca dopiero teraz. Z bagażem
doświadczeń, z milionem popełnionych błędów, ale i radosnych wspomnieć. Tam
przecież urodziła się Elena. Pierwsze spacery po Treviso, pierwsze wspólne
wypady z małą za miasto i te chwilowe przypływy uczucia, że cały świat leży u
jej stóp, że wreszcie odnalazła swoje szczęście po rozstaniu z Winiarskim.
Niestety przychodziły też chwile zwątpienia, razem z próbami nabrania wiatru w
żagle. Taką odskocznią stały się dla niej spotkania z Zaycevem. Na początku
podobało jej się to, że nie ma między nimi niepotrzebnych rozmów i złudnych
nadziei. Sama dała się złapać we własną sieć. Nie zakochała się we Włochu, ale
uzależniła od jego osoby. Mógł być jej tylko na kilka godzin w tygodniu, ale
ważne, że był. Teraz już go nie będzie. Teraz będzie szczęśliwa rodzina razem z
Miszą i „Lenką”. Mała pójdzie do szkoły w Bełchatowie, Łasko będzie grał w
Jastrzębiu, a ona w Bełchatowie. Będą w rozjazdach, ale będą razem. Z dala od
ponętnych spojrzeń Zayceva i zaginającej parol na Michała Piccinini. Paradoks tkwi w
tym, że obawiając się romansu narzeczonego, Marta sama zaczęła zdradzać.
Problem tkwi w tym, że Łasko do zdrady nie jest zdolny, a ona nie mogła tego
przerwać.
-Tak
się cieszę, że będę miała was już przy sobie. Mam nadzieję, że z Mariuszkiem
naprawicie swoje relacje i będzie tak jak dawniej?- a jak było dawniej? Tak jak
powinno być w bliźniaczym rodzeństwie. Byli gotowi wskoczyć za sobą w ogień.
Kiedy to się zepsuło? Zaraz po tym jak na jaw wyszła zdrada Winiarskiego. Stała
się nerwowa i niedostępna, a on nie potrafił do niej dotrzeć. Wyjazd do Włoch
sprawił, że Marta oderwała się od polskiej rzeczywistości i nie chętnie do niej
wracała. Nie kontaktowała się z rodziną zbyt często, nie korzystała z
możliwości przyjazdów do ojczyzny. Nawet o ciąży najbliższą rodzinę
poinformowała jako ostatnią. Mariusz miał i pewnie nadal ma o to do niej żal,
choć nie mówi tego otwarcie.
-Nie
martw się na zapas. Jestem pewna, że wyjaśnimy sobie wszystko z Mariuszem i
będzie dobrze. Powiedz lepiej co z tą ekipą remontową. Chciałabym to załatwić
jeszcze przed wizytą Miszy tutaj.- oboje założyli, że po szczęśliwych dla niego
kwalifikacjach do Igrzysk, wykorzysta kilka dni wolnego na przyjazd do Polski i
uporządkowaniu spraw związanych z budową domu. Z opowieści pani Krysi rękę na
pulsie w tej sprawie trzyma Mariusz i to on pilnuje, by wszystko zostało
zrealizowane zgodnie z wytycznymi planu oraz Marty i Michała. Na wzmiankę o
wydatnej pomocy brata, na twarzy Wlazły zagościł delikatny uśmiech.
Przypomniała sobie lata, w których wzajemnie kryli się przed rodzicami i
pomagali sobie na każdym kroku.
-O
wilku mowa.- Marta odwróciła się i na podjeździe dostrzegła samochód brata.
Mariusz wysiadł ze swojego Audi Q5 i wysadził z fotelika Arka. Słodki blondynek
rzucił się w szaleńczą pogoń w kierunku Marty. Dawno niewidziana ciocia nie
była dla niego powodem obaw czy zawstydzenia się. Całą siłą swojego ciała
dopadł do Wlazły, a ona porwała go w ramiona i mocno przytuliła. Ostatni raz w
Wieluniu była właśnie z okazji jego pierwszych urodzin, bo jako chrzestnej nie
wypadało jej nie przyjechać. Od tamtego czasu jej wizyty w Polsce związane były
tylko i wyłącznie z reprezentacją i grą Łasko w Jastrzębskim Węglu.
-Przywiozłaś
mi coś z Włoch ciociu?- jego bezpośrednie pytanie o upominki sprawiło, że na
twarzach Marty, Mariusza i pani Krystyny zagościły szerokie uśmiechy.
-Pewnie,
że coś ci przywiozłam.- ucałowała
jego czoło i oddała Arka mamie. Wlazły seniorka zabrała wnuka i zniknęła z nim
za murami domu Marty, by dać swoim dzieciom czas i możliwość na powitanie po
latach.
-Cześć
piękny.- tak witała go kiedyś, gdy wracał pierwszy z turniejów czy wyjazdów
związanych z siatkówką. Nie wiedziała czy może się do niego przytulić, więc
wyciągnęła w jego kierunku rękę. To Mariusz wykonał zdecydowanie odważniejszy
gest, by przylgnął do niej całym ciałem, chłonąc jej obecność jak gąbka. W
oczach szatynki zalśniły łzy, które z upływem czasu spływały rzęsiście po jej
policzkach.
-Wiesz,
że mam do ciebie cholerny żal o to, że zerwałaś ze mną kontakt i zachowywałaś
się tak, jakbym przestał dla ciebie istnieć?- odsunął się od niej, dostrzegając
łzy na jej twarzy. Skruszona kiwnęła głową.
-Mimo
wszystko i tak jestem szczęśliwy, że już na stałe wróciłaś do Polski i będziemy
robić wszystko, by nadrobić stracony czas. Witaj w domu aniołku!- w jego
policzkach pojawiły się charakterystyczny podczas uśmiechu dołeczki. Otarł łzy
z jej twarzy i znów mocno do siebie przytulił. Tak bardzo brakowało mu
obecności siostry w jego życiu. Ostatnio więcej widział i słyszał w telewizji
niż na żywo, ale to się miało teraz zmienić.
-Nie
będziesz zły za to, że będziemy sąsiadami?
-No co
ty. Wtedy powiedziałem to w złości, ale wcale tak nie myślę. To zajebista
sprawa, że będziemy mieszkać obok siebie. Marta muszę ci powiedzieć coś na starcie,
byś nie myślała, że robię coś przeciwko tobie…- zabrzmiało groźnie. Oboje
weszli do budowanego domu, by uchronić się przed coraz mocniej padającym
deszczem.
-Czy ma
to coś wspólnego z Winiarskim?- to już nie jest Misiek, Michaś czy Winiar. Dla
niej jest to już tylko Winiarski.
-Tak. Bo
my nadal jesteśmy przyjaciółmi. Mama mi powiedziała jak on się o mnie martwił,
gdy miałem ten wypadek. Nie chciałem go znać, ale szybko doszedłem do wniosku,
że jest dla mnie jak brat i nie mogę tak łatwo z niego zrezygnować, mimo że
skrzywdził moją ukochaną siostrzyczkę.- nie ma o to do niego żalu. Nawet bez
jego słów wiedziała, że Mariusz wybaczył wszystko brunetowi. Cieszyła się mimo
wszystkiego z takiego obrotu sprawy, bo jej brat odkąd pamięta miał problemy z
nawiązywaniem nowych znajomości przez swoją nieufność i trochę inne spojrzenie
na świat. Michał go polubił, Michał go zrozumiał, Michał go pokochał jak brata.
-Cieszę
się. Naprawdę się cieszę i zupełnie mi to nie przeszkadza. Wiesz dobrze, że
twoje szczęście jest dla mnie ważne. Chyba trochę dorosłam braciszku. Dorosłam
na miarę bycia matką, wkrótce żoną, ale również córką i siostrą.- kolejny raz w
przeciągu niewielkiej ilości czasu utonęła w objęciach brata. Z jej oczu
popłynęły łzy. Może i dorosła, może i nie chce popełniać błędów, ale tych,
które ma już na swoim koncie, nie da się przeskoczyć i nie da się o nich
zapomnieć.
~*~
A tak sobie pomyślałam, że nasze dziewczyny się kwalifikują do Mistrzostw Świata, a to opowiadanie ma coś wspólnego po części z żeńską siatkówką, więc dodaję 1. tutaj i liczę na Waszą obecność.